4 lipca 2011

Mała obwodnica bieszczadzka

Zakładając, że będziemy poruszać się trasą małej obwodnicy należy przypomnieć, że biegnie ona z Leska, przez Hoczew, Myczków, następnie bokiem omija Solinę, wjeżdża do Polańczyka, a dalej przez Wołkowyję, Rajskie, Sakowczyk i Czarną skręca do Cisnej, aby stamtąd udać się ponownie do Leska.
Rozpoczynając wyprawę w Lesku nie zapomnijmy zwiedzić zamku z początku XVIw. Zamek został założony w związku z przeniesieniem swej siedziby z pobliskiego Sobienia przez rodzinę Kmitów, głównie ze względu na fakt, iż zamek w Sobieniu był położony na dość wysokiej górze i nie miał w związku z tym dogodnych warunków do rozbudowy.
Lesko
Rynek w Lesku. W głębi ratusz.
foto: Piotr Szechyński
Zamek w Lesku to zamek typowo bastejowy, który powstał na planie czworoboku z basztami i bastejami. Basteja, jest to półokrągła budowla wysunięta na zewnątrz linii umocnień. Do dnia dzisiejszego zachowała się tylko jedna basteja, na północno-zachodnim narożu zamku. Obiekt pełni obecnie funkcję hotelu.
Hoczew
Hoczew. Trasa małej obwodnicy zimą.
foto: Piotr Szechyński
Zostawiamy Lesko, jedziemy bokiem Huzeli (zaraz za mostem przez San (min.wyciąg narciarski - po prawej), cały czas wzdłuż Sanu, następnie mijamy Łączki (kawałek za Łączkami, po prawej stronie drogi jest dość ładny zajazd oraz hotel "Salamandra") i za chwilę wjedziemy do Hoczwi.

W Hoczwi kierujemy się na Polańczyk, przejeżdżając most na Hoczewce, dalej przejeżdżamy przez Średnią Wieś (zabytkowy drewniany kościół z II poł. XVIw., najstarszy na tym terenie), Berezkę, Myczków i zostawiając po lewej zjazd do Soliny, osiągamy Polańczyk. Wjeżdżając do Polańczyka, zaczynamy doceniać walory widokowe tej trasy.
Polańczyk
Widok z drogi w kierunku jeziora.
foto: Piotr Szechyński
Mniej więcej ze skrzyżowania z drogą w lewo, prowadzącą do Polańczyka-Zdroju, gdzie znajduje się kilka ładnych i dużych ośrodków wypoczynkowych, min. Panorama, Dedal i Atrium, mamy przepiękny widok na Zalew Soliński, a warto pamiętać, że ze względu na jego długość, liczne zatoki, oraz pobliskie wzniesienia, niewiele jest miejsc z których widać tak dużą część jeziora. Przed nami po lewej stronie zalewu malutka wyspa, a na wprost min. wojskowy ośrodek wypoczynkowy "Jawor" (bywał tam swojego czasu min.Lech Wałęsa).
Jeżeli mamy ochotę posiedzieć nad wodą, lub się wykąpać wjeżdżamy albo właśnie w stronę ośrodków i zostawiając na parkingu samochód schodzimy którymś z licznych tu zejść w stronę jeziora, na przystań np.ośrodka Atrium lub Dedal, gdzie jest min. pływający basen, albo jedziemy kawałek dalej trasą obwodnicy, aż do zjazdu na prom (po lewej stronie drogi) i jedziemy nim do samego końca. Można tam i popływać i posiedzieć nad wodą. Campingów, pól namiotowych itp. nie sposób tu wymieniać, bowiem znajdują się dosłownie co kawałek. Prom "napędzany" był od początku ręcznie, tzn. przeciągano linę, coś podobnego do "kirforka". Promem można dostać się na tzw. wyspę "Energetyka".
Widok na Jawor
Widok na Jawor z drogi w Polańczyku.
foto: Piotr Szechyński
Opuszczamy powoli Polańczyk, jedziemy w stronę Wołkowyji. Co chwilę po lewej stronie drogi, to znika, to pojawia się ponownie jezioro solińskie. Do Wołkowyji zjeżdżamy ostro z górki i na zakręcie proponuję na chwilę się zatrzymać (parking po lewej). Po lewej stronie (na skrzyżowaniu) min. "knajpka" Kuźnia, oraz dróżka prowadząca nad wodę. Ze względu na to, że jest to dość płytka zatoka (zależy to jeszcze od aktualnego poziomu wody), aby znaleźć miejsce do kąpieli i poleniuchowania na słońcu, musimy przejść jakieś 500m. (dla niektórych zmotoryzowanych to pewnie i tak za dużo ;-)). Jest tam wygrodzony basenik, wypożyczalnia sprzętu wodnego, oraz "posterunek" WOPR - dyżury ratowników.
Kilkadziesiat metrów za skrzyżowaniem, po prawej stronie miejsce po cerkwi, dawny cmentarz oraz dzwonnica parawanowa. Jeśli już odpoczęliśmy, jedziemy dalej. Tuż po wjeździe pod pierwszy podjazd - po lewej smażalnia ryb - raczej smacznie i niezbyt drogo. Poniżej smażalni pole namiotowe, położone na zboczu - jego mieszkańcy mają dość ładny widok na całą zatokę. Po kolejnych pięciuset metrach jazdy, zjazd w lewo na kolejne pole namiotowe, jednak polecam go tylko przy wysokim stanie wody w zbiorniku, ponieważ w przeciwnym wypadku, pozostanie nam taplanie się w mule (w sumie za kąpiele błotne, niektórzy płacą ciężkie pieniądze ;-))
Zostawiając w tyle Wołkowyję, za chwilę natkniemy się na jeden, a zaraz po nim drugi most. W tym miejscu Solinka wpada do Zalewu. Pomiędzy mostami, po prawej, jest bardzo spokojne pole namiotowe, otoczone niejako z trzech stron wodą - polecam (także ze względu na ceny). Tuż za drugim mostem zaczyna się Bukowiec. Kiedyś stała tu cerkiew, dziś zostały po niej tylko ruiny a właściwie sama podmurówka. Z Bukowca bierze też początek droga "na skróty" do Cisnej. Wiedzie przez Terkę, Polanki i Buk, cały czas przecinając raz po raz bieg Solinki. Trasa jest bardzo ładna, mocno skraca drogę do Cisnej, posiada również wspaniałe walory widokowe - zwłaszcza jeśli chodzi o przełomy Solinki. Do niedawna stan drogi był fatalny, dziura na dziurze. Obecnie jest tu nowiutki asfalt i przejazd ta trasa nie stanowi problemu. Wzdłuż drogi jest sporo pól namiotowych oraz miejsc, gdzie można się zatrzymać i posiedzieć w umiarkowanym spokoju nad rzeczką, podziwiając otaczającą nas przyrodę.
W rezerwacie Sine Wiry
W rezerwacie "Sine Wiry".
foto: Piotr Szechyński
Odbiegliśmy troszkę od tematu, ponieważ ta droga nie należy do małej obwodnicy, jednak skoro już tutaj jesteśmy, warto odnotować także fakt, iż w Terce (na samej górze, naprzeciw sklepu) znajdują się ruiny murowanej dzwonnicy z XIXw, która należała do cerkwi, oraz przycerkiewny cmentarz. Mniej więcej w połowie drogi między Terką, a Bukiem znajduje się początek drogi do rezerwatu Sine Wiry (po prawej będzie parking, płatny - co w tych okolicach jest rzadkością). Kawałek za parkingiem, w miejscu gdzie zaczyna się droga do rezerwatu, też jest sporo miejsca do parkowania, jednak stoi tam zakaz wjazdu - generalnie można zaparkować, bo nikt tego nie sprawdzi, ale lepiej trzymać się przepisów, a jeżeli już tam parkować to całkiem z boku, tak aby nie zastawić drogi wjazdowej. Jeżeli mamy ochotę na dłuższy spacer zostawiamy samochód i zaczynamy wędrówkę, należy się przygotować na dobre 2h marszu, jednak warto, ponieważ spotkamy dziką, niezmąconą cywilizacją przyrodę (nie dotyczy wakacji oraz długiego majowego weekendu), wspaniałą roślinność, a przy odrobinie szczęścia także przedstawicieli bieszczadzkiej fauny. Trasa biegnie cały czas wzdłuż potoku Wetlina, który w tym miejscu jest bardzo bystry i rwący, co kawałek tworzą się niewielkie wodospady, a szumi miejscami tak głośno, że nic dokoła nie słychać. Rezerwat przyrody Sine Wiry leży dokładnie pomiędzy szczytem Połomy i Pereszliby. Proponuję (dla zmotoryzowanych, którzy muszą wrócić do samochodu), założyć sobie dojście do miejsca, gdzie Wetlina naniosła sporą ilość kamieni, coś w rodzaju kamiennej plaży, długiej na 50 a szerokiej ok.20 metrów - nie sposób nie zauważyć. Obok wiata, gdzie można schronić się w razie deszczu.

Tuż poniżej tego miejsca, bardzo silny nurt, przebijający się przez większe głazy, robiący sporo hałasu - przyjemny widok. A kto pamięta co było w tym miejscu kiedyś? To właśnie tu znajdowało się Jeziorko Szmaragdowe, niewiele urokiem ustępujące jeziorkom duszatyńskim. Pamiętam go jeszcze z czasów, kiedy można tu było dojechać samochodem, a ryby łowić choćby przez okno. Szkoda, że na zawsze zniknęło z mapy Bieszczadów. Jeszcze do dziś spotkać można nieszczęsnych turystów, którzy zziajani, z językiem do kolan, stojąc w tym miejscu, pytali czy daleko jeszcze do Jeziora Szmaragdowego... . Kilkaset metrów dalej znakowana ścieżka widokowa i zejście na właściwe "Sine Wiry" - mając czas warto tam również podejść. Gdybyśmy poszli drogą dalej prosto, wyszlibyśmy w Kalnicy. Po powrocie na parking wracamy albo do Bukowca, albo jedziemy w drugą stronę do Cisnej, przez Dołżycę.

My jednak jesteśmy na trasie małej obwodnicy, w związku z tym zapominamy o w/w drodze i mijając Bukowiec, następnie Sakowczyk, Rajskie (pomiędzy Rajskim, a Olchowcem serpentyny), Olchowiec i zjeżdżamy do Chrewtu. W Chrewcie, nad zatoką znajduje się spore pole namiotowe, camping, wygrodzony basen z ratownikiem itp. Warto zatrzymać się tu nawet na dłużej. Dodatkowo na polu namiotowym są sanitariaty i prysznice, co w Bieszczadach nie jest wcale (jeszcze) takie powszechne. Ten fragment jeziora solinskiego, należy chyba do najpłytszych. Przy niskim poziomie wody, widziałem jak krowy przechodziły na drugi brzeg zatoki.
Lutowiska panorama
Oddany w roku 2009 punkt widokowy na Lutowiska.
foto: P. Szechyński
Z Chrewtu udajemy się przez Polanę prosto do Czarnej, a stamtąd skręcamy już na Ustrzyki Górne. W Czarnej mała obwodnica pokrywa się z wielką obwodnicą. Odcinek z Czarnej do Lutowisk, a szczególnie z Lutowisk przez Smolnik, Pszczeliny, Stuposiany do Ustrzyk Grn. jest przepiękny krajobrazowo. Widać stąd niemal wszystkie najwyższe bieszczadzkie szczyty. Po drodze wiele miejsc noclegowych, campingów itp. W samych Ustrzykach G. hotel, oraz dość duży camping (powiedzmy, że w centrum) z sanitariatami, możliwością podłączenia prądu, wynajęcia domku itd. Ceny dość wysokie, no ale to serce Bieszczadów, dlatego fakt ten chyba nie dziwi. Z Ustrzyk "lecimy" na Berehy Górne, mając po lewej w oddali Małą i Wielką Rawkę, a po prawej Połoninę Caryńską. Z Berehów Górnych (Brzegów Górnych) jedziemy do Wetliny. Po drodze napotkamy wspaniałe serpentyny, które warto choć raz przejechać. Gdy wyjedziemy pod serpentyny, po prawej Połonina Wetlińska, a po lewej parking. Tu można zostawić samochód i zrobić sobie wycieczkę na połoninę. Podejście jest dosyć strome, jednak czasowo wychodzi to bardzo dobrze, a ze szczytu połoniny widoki są wspaniałe.
Wetlina
Wetlina.
foto: Piotr Szechyński
Z parkingu jedziemy do Wetliny, znowu serpentynami, lecz tym razem w dół. Po chwili osiągniemy Wetlinę (uwaga na pieszych, łażą całą szerokością drogi ;-)). W Wetlinie ruch jest spory, prawie jak w Ustrzykach, noclegów sporo, ale w sezonie możemy mieć problem. Z Wetliny jedziemy już na Cisną, przez Dołżycę. Od Dołżycy do Cisnej, po lewej stronie, nad rzeczką , także sporo pól namiotowych, niektóre zresztą dość ładnie położone. Ten odcinek, ze względu na wąską i dość krętą (choć płaską) drogę, jest również niebezpieczny, ze względu na pieszych. Z Cisnej udajemy się z powrotem do Hoczwi, przez Baligród i Jabłonki. W Jabłonkach pomnik generała Świerczewskiego, oraz zaznaczone głazami miejsca gdzie został trafiony kulami, gdy upowcy urządzili tutaj zasadzkę. Miejsce to znajduje się jak widać między dwoma wzgórzami. Upowcy w sile dwóch sotni, Chrynia (Chrina) i Stiacha, usadowili się po obu stronach drogi i otworzyli ogień do przejeżdżających samochodów. Okoliczności śmierci gen.Świerczewskiego nie zostały do dnia dzisiejszego ostatecznie wyjaśnione, ponieważ podejrzewa się, że zamach został dokonany przy pomocy nie tylko band UPA, ale to zostawmy panu Wołoszańskiemu z Sensacji XX wieku a sami udajmy się dalej, mijając Hoczew, jesteśmy z powrotem w Lesku.

Źródło: http://www.twojebieszczady.pl 

1 komentarz:

Stary Sącz

Pierwsza wzmianka na temat Starego Sącza datowana jest na rok 1257, kiedy to książę krakowsko-sandomierski Bolesław Wstydliwy zapisał...